Lipa (z cyklu „Nasze drzewa” Edmunda Jankowskiego)

 

Lipa (z cyklu „Nasze drzewa” Edmunda Jankowskiego)

Podanie prastare głosi, że dwaj ludzie, zwiastujący koronę aniołowie czy też apostołowie zastali kołodzieja Piasta pod lipą.

Pod odwiecznemi lipami sprawowali często sądy wyższe różni słowiańscy książęta. W lipowych gajach stały świątynie, poświęcone pogańskim bóstwom Słowian i Litwinów. Praojcowie nasi obuwali nogi w lipowe postoly, co jeszcze i dziś czyni lud na Żmujdzi i Polesiu wołyńskiem.

Pod słynną wreszcie lipą czarnoleską pisał swe rzewne treny „książę naszych poetów”, a olbrzymią lipę przed Hołowińskich domem, nad brzegami Rosi, uwiecznił nieśmiertelny twórca „Pana Tadeusza”.

Obelisk wzniesiony na pniu ściętej lipy Kochanowskiego. Ryc. z  „Tygodnik Ilustrowany” 1868, nr 32 s. 65. (polona.pl)

Były bowiem lipy rozpowszechnione dawniej znacznie więcej, niż dziś. Tworzyły całe, obszerne lasy, czego dowodzą setne nazwy miejscowości: owe Lipniki, Lipiny, Lipowce, Lipna i wiele innych. Z lasów tych pozostały dziś ledwie nieliczne szczątki, a szukać ich trzeba w Krasnostawskiem, Chełmskiem i in. zakątkach ziemi Lubelskiej. Coraz ich tam jednak mniej, bo znikać muszą z żyznej ziemi, na której rosnąć lubią, żeby natomiast rodziła zboże, buraki, bo praktyczne leśnictwo przyznaje im mniejszą wartość, niż wielu drzewom innym, bo ustąpić musiały przed prozą trzeźwego życia, tak, jak ustępuje zwykle boża szata przyrody przed zadymionym i hałaśliwym przemysłem.

Cóż, że lipa jest piękna, gdy nie jest na opal przydatna? Czemże cala jej krasa, gdy daje deski miękkie, zaledwie na niektóre wyroby dobre? Jakaż korzyść z jej długiego życia, gdy nie można z niej wytopić smoły, ani drewna sprzedać na klepki lub belki? A przytem rośnie tak powolnie w młodości, że wiek nasz, pędzący na wieloskrzydłej elektryczności, nie ma czasu czekać, aż z niej duże wyrosną drzewa.

A jednakże, przyznając słuszność racyonalistom, wnosimy za poczciwą lipą gorącą prośbę. Oto. jeżeli jej nie chcecie mieć w lasach, nie skąpcie jej miejsca wszędzie tam, gdzie ona być może, gdzie się wam szczodrze za kącik wywdzięczy swoją pięknością, niezrównaną kształtnością korony, bogatym cieniem liści; gdzie będzie prawdziwą ozdobą i dopełnieniem krajobrazu, a pszczół waszych śpichlerzem. Sadźcie lipy, bo one będą o was przypominały dzieciom i wnukom tak prawie, jak to czyni szanowny, pogięty lat tysiącem dąb.

Dawne pokolenia miały snadź więcej upodobania do przyrody, skoro żywiły tak obfite i liczne lipowe gaje. I pewnie Miast było mniej i mniejszych, a znaczna większość ludności na wsi, na tonie natury, pędziła życie. Zasada: „poznaj, by pokochać” znajdowała i tu zastosowanie. Człowiek przywykał do wszystkich tych drzew, które naokół siebie widział od dziecięcia, wśród których i z któremi wzrastał i żył. A przytem mniej potrzebował roli pod chleb, więc i lasy dzikie, takie, jakie Bóg stworzył, zostawiał w spokoju. Drzewa na opał było aż nadto, a kilka belek i bali, wyciętych na budowle, lasu zniszczyć nie mogło.

Tak było ale to już nie wróci. Nie powraca bowiem nic na świecie w tej samej formie, co istniało, czy w przyrodzie, czy w historyi. Bywają rzeczy i sprawy podobne do dawnych, ale przecież odmienne. Zatem lipowe lasy nie zaludnią ziemi naszych, ale lipy zniknąć z niej nie powinny.

[Buczacz, lipa Sobieskiego 1930 r.] (polona.pl)

Jest to bowiem drzewo pierwszorzędne pod względem budowy i postaci. W ziemiach glinkowatych i próchnicowo-gliniastych zdaje się wnikać pniem rozszerzonym w żyzną a pulchną glebę, jak w rodzime podścielisko.

Pień jej gruby nieraz wyrasta z tej rodzicielki, jak szyja atlety z potężnego kadłuba. Szerokie zgrubienia i fałdy, niby mięśnie, a na nich rysują się siecią powikłanych szczelin jak żyły kory nierówności. Gdy podgrunt jest twardy i nieprzystępny, wtedy korzenie, jakby wielkie, czarne węże, pełzną po powierzchni, zbiegając się u stóp pnia, jak żmije na głowie Gorgony. Na nich to, jakby na wielopalczastej łapie nieznanego, ogromnego zwierza, pień cały zdaje się do góry unosić. Tak właśnie w Piotrawinie nad Wisłą wygląda, na wapiennej opoce wyrosła, owa lipa, którą według podania wetknąć miał tam w ziemię, jako swą laskę, św. Stanisław.

Gdy pień jest pokaleczony lub guzami porosły, gdy koronę uszkodzą wichry lub potrzaskają gromy, od dołu i na zagięciach wychodzi las młodych, czerwonawych gałązek z drobnymi, wesołymi listkami, jak z posłania starych brunatnych mchów młode trawki na wiosnę. Tak bywa często u lip nad brzegami stawów, rzek lub jezior.

Ponad tą nasadą unosi się pień prosty i równy u drzew młodych, porysowany zmarszczkami u starych, rozgałęziony na kilkanaście konarów, rozstawionych pod ostrym kątem, którym przewodzi główna strzała. Od konarów rozbiegają się bardzo liczne, coraz to drobniejsze gałęzie i gałązki, czerwonawo-brunatne, do których są poprzylepiane pączki gładkie lub kosmate. Z nich na wiosnę ukazują się jasno-zielone, w czerwonawej pochewce otulone listki. W lecie liście ciemnieją, i całe drzewo okrywa się szczelnie ich gęstwiną. Każdy listek oddzielny, ukośnie sercowaty, niezbyt jest duży, ale ich takie nieprzeliczone mnóstwo, że drzewo rzuca cień, broniący od najbardziej zenitowych promieni słonecznych. Tak przyodziana, stoi lipa w swoim majestacie, poważna, piękna, czysta i wspaniała, jak niewiasta-matka w sile wieku, gronem dzieci otoczona. Bo jak dziatki, około niej bezustanny gwar czynią pracowite pszczoły, gdy bujną swą koronę przeplecie płowo-żółtymi, licznymi kwiatkami. Skromne one i niepozorne, pożyteczne i wonne, właśnie jak życie i uczynki cnotliwej matki rodu.

Baldaszki tych drobnych kwiateczków, które tak słodką woń w czerwcu i lipcu roznoszą, osadzone są na długiej szypułce, zrosłej tak z blaszkowatym, długim przykwiatkiem, że zdaje się jakoby wychodziły z listka potowy. Po nich, na tem samem osadzone miejscu, pozostaną aż do późnej jesieni kuliste owoce. Nimi to lipa rozsiewa się sama i wschodzi obficie na posianiu z liści w parkach i starych alejach.

lipy

Nałęczów : Aleja Lipowa i fig. Michała Archanioła (polona.pl)

Niechcący wymieniliśmy właśnie dwa główne stanowiska tego drzewa. Obecnie bowiem napotykamy je przede wszystkiem w parkach, oddzielnie lub w skupieniach, i nad drogami. Czy to drzewo oddzielne, t. zw. soliter, czy też jako grupa, z kilku drzew złożona, nasuwa się ono oczom, jako zjawisko potężne a nadzwyczajne, całość odrębną stanowiące. Najładniej jednak wyglądają wielkie szeregi lip starych, czy to gdy podwójną lub poczwórną aleją bramują drogę do widzianego wdali dworu, czy gdy prowadzą pobożnych do malowniczego kościoła wiejskiego, czy nareszcie gdy cichym, zielonym murem odgradzają od życia i świata cmentarz wioskowy. Nawet silny wiatr łamie się tam o ich korony. Nieraz, acz rzadko można napotkać w starszych ogrodach lipowe szpalery, gdyż drzewo to daje się przycinać, a ciągle wypuszcza liczne, drobne gałązki, gęsto liśćmi okryte, więc jest przydatne na zielone ściany. Jako materyał do obsadzania dróg lub jako drzewo oddzielne występuje najczęściej lipa wielkolistna, zwana dawniej niekiedy holenderską (Tilia europaea s. platyphyllos s. grandifolia). Jest to drzewo większe, o dość dużych, a bardzo mało spodem omszonych liściach i gładkich prawie owocach, czem się różni od pospolitej leśnej naszej lipy drobnolistnej (Tilia parvifolia, T. ulmifolia), nie tak wielkiej i zarazem mniej na grunt grymaśnej.

Wogóle jednak, gdzie rosną lipy chętnie i dobrze, tam się należy domyślać ziemi żyznej. Lubią one gliny i margle, udają się w ziemiach próchnicowo-gliniastych i kamienistych. W piaskach lipa rośnie nędznie, chyba że pod nimi, niezbyt głęboko, znajduje się żyzne podłoże, bo wtedy przeszedłszy okres ubóstwa i niedostatku, skoro tylko dosięgnie warstw pożywnych, coraz bujniej się krzewi, coraz bogatszą rozwija koronę.

Od pewnego czasu można też widzieć, w nowych zwłaszcza parkach i plantacyach, jakieś lipy od zwykłych piękniejsze, o bardzo ciemnych, Iśniąco-zielonych liściach, które zrzucają późną dopiero jesienią. Jest to gatunek z Europy południowej, zwany lipą krymską (T. echlora), na klimat naszego kraju wytrzymały. Tu i owdzie, to w parku samotnie na trawniku, to gdzieś nad starannie utrzymanym grobem, zwiesza nieco swe dość grube gałęzie lipa srebrnolistna (T. argentea), odmiana raczej, nie gatunek, o liściach spodem srebrzystobiałych. Otrzymuje się ją przez szczepienie na zwykłej lipie.

Dzikie nasze gatunki rozmnażamy z siewu nasion, które wschodzą łatwo, ale siewki rosną leniwo. Zrazu są to przy ziemi siedzące, rozgałęzione krzaczki. Dopiero po kilku latach, gdy je troskliwy ogrodnik podkrzesze, pozostawiając jeden tylko na przewodnik, i do palika go przywiąże, wątłe drzewko nabiera śmiałości i główkę do słońca podnosi. Po latach 8-10 wyrasta ono już tak duże, iż może być posadzone na swoje nowe miejsce i tam będzie się rozwijało coraz piękniej, aż wyrośnie na pociechę oczom, na ozdobę kraju. Tak potrwa lat setki.

Pod tym względem nie stanowi lipa wyjątku od ogólnej zasady: co się tworzy wolno trwa długo. Obdarzona też jest taką żywotnością, że nieraz zdarza się widzieć stare drzewa, zupełnie wypróchniałe, a jednak jeszcze zupełnie świeża i bujną czupryną zieleni pokryte. Gdy taką star.; już napół obumarłą lipę ściąć w pewnej wysokości, lub konary jej poskracać, wypuści z gałęzi i pnia nowe pędy i odmłodzi się. Tak uczyniono z lipami w alei Ujazdowskiej w Warszawie; szkoda, że nieco za późno.

O użytkach z lip wspominaliśmy. Ksiądz Kluk powiada, że z kwiatów lipy „pszczoły przedni miód niosą”. To prawda, nawet od nich, jak i miesiąc, zwie się ten miód lipcem, co zarazem dowodzi znaczenia i rozpowszechnienia lipy w naszych przedhistorycznych czasach.

Z łyka wyplatają tu i owdzie bądź to obuwie, bądź kobiałki, bądź wreszcie robią rogóżki. Używają go też do wiązania. Białe, miękkie drzewo ma zastosowanie na domowe sprzęty, z niego też są wyrabiane większe przedmioty rzeźbione, jak ołtarze, kolumny, nieraz ławy i stoły.

Ale najmilszy użytek to te niezapomniane nigdy opowiadania i rozmowy, które prowadziliśmy pod wielką lipą z rodziną lub przyjaciółmi. A ileż to stare lipy słyszały zwierzeń miłosnych! ilu dumań były niememi świadkami! Z pod ich cienistych konarów wyrywała się młodzieńcza fantazya w dalekie, nieznane światy, i pod niemi wiek dojrzały snuł plany działania; pod niemi starzec rozważał przebyte losy i znikome ubiegłych czasów koleje. Bo pod niemi osiadło bóstwo dumania, bez którego udziału niemasz skupienia się w sobie, a więc niemasz żywotnej, płodzącej czyny, myśli ludzkiej.

Edmund Jankowski

przedruk z Tygodnika Illustrowanego

Komentarze do artykułu zostały wyłączne. Zapraszam do komentowania na facebooku.

Lipa (z cyklu „Nasze drzewa” Edmunda Jankowskiego)